Zakładam bo się wku ... rzyłem.
Na siebie, tak serio.
Za głupie przemyślenia, stereotypy i inne pierdoły w stylu "Judas zaczoł siem od Screaming for Wendżens a skończył na Dżugulator".
Właśnie sobie unaoczniłem, że on na Screaming się nie zaczął, tylko wystrzelił do stratosfery, gdzieś tak mniej więcej w okolice panteonu największych z wielkich.
I nie zrobił tego z poziomu morza tylko górnych partii troposfery, czyli też z wysoka jakby ktoś się pytał.
Mówiąc prościej i na temat, nie słuchałem wczesnego katalogu Dżudasów, bo uważałem że to blues, przynudzanie i generalnie nie-Pejnkiler-Pjoter-no-nie-Pejnkiler.
Owszem jest tam TROCHĘ bluesa, ale na pewno nie jest to przynudzanie.
Jest mało gainu, dużo łapy, perfekcyjny songwriting i fenomenalny kawałek goniący fenomenalny kawałek.
Owszem, ostatnio dużo siedziałem w Ajronach, owszem w moim rankingu zaczęli zbliżać się niebezpiecznie do numeru jeden, czyli w okolice Accept.
No to już nieaktualne. Okazuje się, że bez tych prostych chłopaków z Birmingham nie byłoby ani jednych ani drugich, w dodatku zostałem obezwładniony masą doskonałości wypływającą z Sad Wings i Sin after Sin. Zwłaszcza tej ostatniej.
No pani negocjowalnego afektu ... a ja myślałem, że dwie stopy wypykał na serio dopiero Accept w Fast as a Shark ... I słyszycie te nieprzegainowane bluesowo-metalowe riffowanie, równiótkie, bez klików i innych współczesnych wspomagaczy? I ogólną doskonałość?
A Turbo? Niby najgorszy wypust w katalogu ... a gdzie tam. Wiecie, że Hollywood chciał kupić tę piosenkę do Top Gun, ale chłopaki się nie zgodzili, bo myśleli że to jakiś szajs? Pasuje idealnie.
Pewnie dlatego, że jest idealna.
No kutwa, gupi byłem - ale przynajmniej szczery. Poza tym mam zamiar zwrócić honor słuchając Dżudasów w kółko. Współczuję mojej rodzinie ... ale bardzo mi z tego powodu wszystko jedno.
Wpisujcie miasta, albo opinie, albo cokolwiek. Oni zasługują.
P.S. niewykluczone że taki temat już powstał, ale pamięć mam krótką, więc jakby co przepraszam. I tak zasługują